PESEL, NIP, i adres zamieszkania to tylko niektóre dane osobowe, które z mocy ustawy o ochronie danych osobowych podlegają ochronie prawnej.
Doświadczenia ostatnich sześciu miesięcy, a w szczególności dnia wczorajszego, skłaniają mnie do tego, aby zwrócić się do wszystkich mieszkańców z przypomnieniem, że udostępnianie danych osobowych innych osób jest nielegalne i może być dla nich przykre w skutkach i niekoniecznie można w pełni liczyć na wymiar sprawiedliwości w ochronie tych dóbr.
Przypadek, który wspomnę jest powszechnie znany na terenie naszej gminy. Mój były zastępca w miesiącu czerwcu ubiegłego roku na prowadzonej przez siebie stronie internetowej bezprawnie umieścił moje dane osobowe, które podlegały ochronie prawnej. Postępowanie przygotowawcze w tej sprawie odbyło się sprawnie i szybko, a akt oskarżenia pod koniec roku został skierowany do procedowania odpowiednio w sądzie. W trakcie postępowania przygotowawczego otrzymałem status pokrzywdzonego, a na swój wniosek dostęp do akt sprawy, na każdym etapie jej prowadzenia.
Celem mojego działania od początku do jego końca była chęć sprawdzenia czy wymiar sprawiedliwości skutecznie broni przed nielegalnym dostępem do danych osobowych, o których mowa w ustawie. Nie bez zdziwienia przeczytałem pismo sądowe, z którego wynikało, że bez mojego udziału, a nawet bez zawiadomienia odbyło się posiedzenie sądu I instancji, który wprawdzie stwierdza, że do naruszenia dóbr osobistych doszło, ale umarza postępowanie ze względu na znikomą szkodliwość społeczną czynu oskarżonego. Sąd przyjmując znikomą szkodliwość czynu, w żadnym wypadku nie posiadał wiedzy, ani też nie zapytał mnie czy taka szkoda i krzywda miały miejsce a wręcz ocenił, że do niej mogło nie dojść. Na to postanowienie złożyłem stosowne zażalenie, zażalenie złożyła także prokuratura, która prowadziła postępowanie przygotowawcze i wniosła akt oskarżenia do Sądu. W instancji odwoławczej, po wysłuchaniu mów prokuratora, który podtrzymywał wniosek o uchylenie postanowienia sądu I instancji, mojego pełnomocnika, który również wnioskował o uchylenie wymienionego wcześniej postanowienia, nie chciałem z powodów osobistych dodawać żadnego komentarza do wcześniej złożonych wniosków. Obrońca oskarżonego podniósł znaną z postanowienia sądu I instancji kwestię znikomej szkodliwości społecznej popełnionego czynu, nie negując samego faktu udostępnienia danych osobowych. Ciekawym wystąpieniem było stanowisko samego oskarżonego. Otóż powiązał on fakt udostępnienia danych z prowadzonym przez siebie portalem, co właściwie mogło być odczytane na jego niekorzyść, a argumentacja, że portal skierowany jest tylko do społeczności naszej gminy, wobec światowego zasięgu Internetu wydawała się nietrafiona. Podniósł fakt chodzenia przez siebie po bankach i para-bankach na terenie Bochni, a nawet obecność w tzw. chwilówce, po to by sprawdzić czy można wziąć kredyt na podstawie samych danych osobowych bez dowodu osobistego. Jak sam stwierdził, w jednym z ww. miejsc na odpowiedź czekał około trzech godzin, co mogło wskazywać na chęci zbliżone do udzielenia mu takiej pożyczki. Na koniec zdając sobie sprawę z popełnionego czynu wystąpił z propozycją przeproszenia mnie za ujawnienie moich danych osobowych co stanowiło przejaw chęci zadośćuczynienia za wyrządzoną mi krzywdę. Sąd II instancji podtrzymał decyzję sądu I instancji.
Wychodząc z sali rozpraw miałem przekonanie, że ochrona danych osobowych jak na razie jest fikcją. W pamięci pozostało mi uzasadnienie sędziego, który mówił, że nie zna przypadku, aby ktoś w wyniku ujawnienia danych osobowych poniósł szkodę, co bardzo dziwnie brzmi w zestawieniu z publicznie podawanymi informacjami przez pracowników GIODO, którzy w przeciągu ostatnich dwóch tygodni przestrzegali, że na każdą osobę na którą zaciągnięto nielegalnie kredyt wypada po około 2500 złotych. Powróciły też wspomnienia z rozmowy z jednym z krakowskich prokuratorów, który mówił „niech pan nie żartuje, prowadziliśmy kilkanaście spraw, gdzie ludzie w podobnych przypadkach stracili cały majątek”. Mając to wszystko na uwadze piszę ten tekst do Państwa abyśmy sami w miarę możliwość zwrócili uwagę na ochronę swoich danych osobowych i tam gdzie nie ma zdecydowanej konieczności swoich danych nie ujawniali.
Po powrocie rozmawiałem telefonicznie z jednym z pracowników GIODO. Powiedział mi, że ma olbrzymią ilość spraw zalegających w instytucji powołanej do administracyjnej ochrony danych osobowych, jakim jest GIODO, a czas załatwiania sprawy jest bardzo, bardzo długi.
Stanisław Gaworczyk
P.S.
Zamiast obiecywanych na sali sądowej przeprosin mój były zastępca napisał kolejny artykuł opisując w nim zdarzenia z własnego punktu widzenia. Zwracam uwagę Państwa, jako czytelników na fakt, że nielegalnego ujawnienia moich danych osobowych nie dokonał były zastępca nieświadomie gdyż ustawę o ochronie danych osobowych jako długoletni urzędnik znać musiał. Mogę tylko ponownie potwierdzić, że motywy decyzji o jego odwołaniu z gminy, gdzie w różnych zbiorach chronionych przetwarza się dane osobowe wielu osób były zasadne. Tego typu osoby nie powinny pracować w samorządzie.